Stream Uwazaj O Czym Marzysz Ft. Sza-V & Pekli by Milqtoast on desktop and mobile. Play over 320 million tracks for free on SoundCloud.
Uważaj o czym marzysz! Bo to wszystko zaczyna się spełniać. Dziękuję Ci wszechświecie za ten spokój i radość w sercu. Tak bardzo szanuję taki poniedziałek. #spokoj #spokójnieracja #spokojnyumysł
Książka Wszystko, o czym marzysz autorstwa Greenberg Mike, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie . Przeczytaj recenzję Wszystko, o czym marzysz. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
Wyniki wyszukiwania frazy: uważaj czym marzysz - myśli. Strona 12 z 233. darkness Myśl 2 listopada 2009 roku, godz. 22:53 51,2 marzysz, cieszysz się, że
Uważaj o czym marzysz, czyli przywoływanie wiosny Dapatkan link; Facebook; Twitter; Pinterest; Email; Aplikasi Lainnya; Maret 04, 2017 Wiosna na horyzoncie
Porozmawiajmy.TV - Uważaj o czym marzysz - Dominika Grzegorczyk. PorozmawiajmyTV. 130K subscribers. Subscribe. 204. Share. 28K views 9 years ago. http://porozmawiajmy.tv/uwazaj-o-czym http
Descubre más novedades de Uważaj o czym marzysz bo marzenia się spełniają en Facebook. Iniciar sesión. o. Crear cuenta nueva
Wiosna na horyzoncie!!! Nareszcie, bo tegoroczna zima gościła u nas zdecydowanie za długo. I pomyśleć, że początkiem grudnia marzyły mi się
Mar 31, 2022 - Explore Zofiajaninaprzybylska's board "o czym marzysz" on Pinterest. See more ideas about couple photography, couple aesthetic, couple pictures.
Uważaj, o czym marzysz Obiecałam sobie, że 2023 będzie TYM rokiem. I muszę przyznać, że naprawdę ciężko na to pracowałam. Nowa siedziba, rebranding, najbardziej odpowiedzialne
83HQiD1. Prezes UOKiK Tomasz Chróstny postawił spółce InCruises International LLC z Portoryko zarzuty naruszania zbiorowych interesów konsumentów. Mamy podejrzenie, że firma InCruises International działa w systemie konsorcyjnym, zwanym też argentyńskim. Jest on zakazany przez prawo i uznawany za nieuczciwą praktykę. W przeszłości tego typu działalności kończyły się dotkliwymi stratami dla konsumentów – ostrzega Tomasz Chróstny, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. I tłumaczy, że w tym przypadku system może polegać na zarządzaniu pieniędzmi zebranymi od uczestników programu w celu sfinansowania rejsów. Trzeba pamiętać, że korzyści dla uczestników w systemach konsorcyjnych finansowane są z wpłat innych i zwykle po pewnym czasie zaczyna brakować pieniędzy i system upada – mówi Tomasz Chróstny. Kusząca cena rejsów po Karaibach Spółka InCruises oferuje konsumentom z całego świata udział w programie członkowskim w rejsach. Jego uczestnicy płacą co miesiąc opłatę subskrypcyjną – 100 dol., która jest wymieniana na wewnętrzne punkty tzw. Dolary Rejsowe (DR), przy czym 1 dol. to 2 DR. Dolarami Rejsowymi można płacić za wycieczki statkiem, z tym że w pierwszym roku można wykorzystać maksymalnie 60 proc. zgromadzonych punktów, a resztę trzeba dopłacić prawdziwymi pieniędzmi. Pula do wykorzystania na rejsy stopniowo wzrasta, tak że w piątym roku udziału w projekcie, czyli po wpłacie co najmniej 4900 dol., można już wydać 100 proc. posiadanych DR na morską wyprawę. Dodatkowo firma rekrutuje tzw. partnerów, którym płaci za namówienie innych do wejścia do programu. poleca Przykład: rejs – kupowany przez InCruises od regularnych linii – kosztuje 2000 dol. Konsument, który uczestniczy w programie od 13 miesięcy, wpłacił 1300 dol., co oznacza, że uzbierał 2600 Dolarów Rejsowych. W drugim roku udziału może wykorzystać 70 proc. tej kwoty, czyli 1820 DR. Resztę – brakujące do ceny rejsu 180 USD – musi dopłacić w amerykańskiej walucie. W sumie więc wycieczka kosztuje ponad 25 proc. taniej, czyli 1480 dol. Różnicę pokrywa firma InCruises, której przychody pochodzą w zdecydowanej większości z wpłat członków. Tak więc, gdyby wszyscy uczestnicy programu zdecydowali się na rezerwację w jednym czasie, to zgromadzone środki nie pozwoliłyby na rezerwację rejsów – przestrzega UOKiK. Rezygnacja to też strata pieniędzy Dla funkcjonowania programu niezbędny jest ciągły dopływ nowych pieniędzy. Z naszych ustaleń wynika, że większość osób uczestniczy w nim biernie – uiszczając opłaty, a nie w sposób czynny – korzystając z rejsów – wskazuje UOKiK. Z dotychczasowych ustaleń #UOKiK wynika, że gdyby wszyscy uczestnicy programu Członkostwa w Rejsach INCRUISES zdecydowali się na rezerwację w jednym czasie, to zgromadzone środki nie pozwoliłyby na rezerwację rejsów. UOKiK (@UOKiKgovPL) July 20, 2022 Na dodatek wycofanie się z programu oznacza straty finansowe. Zgodnie z umową z InCruises International konsument, który rezygnuje z członkostwa, nie ma szansy na odzyskanie wpłaconych pieniędzy, a zgromadzone na jego koncie Dolary Rejsowe przepadają. Jeśli natomiast ktoś zaprzestaje wpłat, to jego członkostwo jest zawieszane. Na jego odblokowanie ma rok – musi jednak uzupełnić wszystkie zaległe płatności i wrócić do regularnego opłacania subskrypcji. Jeśli tego nie zrobi, traci wszystkie zebrane Dolary Rejsowe. UOKiK ostrzega konsumentów Po postawieniu spółce InCruises International zarzutu działania w systemie konsorcyjnym uznałem, że jest duże ryzyko, że konsumenci biorący udział w tym programie mogą stracić wpłacone pieniądze. Dlatego wydałem ostrzeżenie konsumenckie – mówi Tomasz Chróstny, prezes UOKiK. Program Członkostwa w Rejsach INCRUISES to może być system konsorcyjny. Taki system jest korzystny tylko dla osób, które otrzymają świadczenie najwcześniej. Dla jego funkcjonowania niezbędny jest ciągły dopływ nowych środków. UOKiK (@UOKiKgovPL) July 20, 2022 Zgodnie z ustawą o ochronie konkurencji i konsumentów prezes UOKiK ma możliwość wydania ostrzeżenia, gdy istnieje szczególnie uzasadnione podejrzenie, że przedsiębiorca stosuje nielegalną praktykę, która może narazić szeroki krąg konsumentów na znaczne straty lub niekorzystne skutki finansowe. Czytaj także: Módl się, by nie zhakowali ci konta. Bank ci nie pomoże. Załatwi cię jak tę okradzioną emerytkę
Lotto - uważaj o czym marzysz! Uśmiech losu może łatwo zamienić się w złośliwy grymas. „Lotto” to komedia teatralna, która każe zmienić wszelkie poglądy o szczęściu i przyjaciołach. Do Heleny i Mikołaja los wreszcie się uśmiechnął. Sukces chcą świętować w towarzystwie przyjaciół, ale fortuna kołem się toczy, a to, co braliśmy za uśmiech losu, prędko może nam dostarczyć wielu kłopotów. Bohaterowie spektaklu będą musieli na nowo zdefiniować pojęcia szczęścia i przyjaźni. Ale znacznie trudniejsze będzie zmierzenie się z tym, jak oni wszyscy widzą siebie samych. Komedia Sigariewa bawi, ale też odsłania śmieszność każdego, kto ma się za wybrańca losu. Jest błyskotliwą opowieścią o każdym, kto wierzy, że raz zdobyte szczęście – zawsze już będzie po jego stronie. Czyli… o każdym z Kurowska Edyta Herbuś / Natalia RybickaAndrzej Popiel Robert WabichRoman Bugaj Autor: Wasilij SigariewReżyseria: Maciej Wojtyszko
Copyright © Victoria Connelly 2013Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo powieść w całości stanowi fikcję literacką. Występujące w niej nazwiska, bohaterowie i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych zarówno żyjących, jak i nieżyjących, do wydarzeń czy społeczności lokalnych jest całkowicie przypadkowe. Victorii Connelly przysługuje moralne prawo do uznania autorstwa niniejszego oryginalny: Wish You Were HereTłumaczenie: Regina MościckaRedakcja: Ewa KosibaKorekta: Anna PonikiewskaProjekt graficzny okładki: Studio KARANDASZZdjęcie na okładce: Androniki Papadimitriou, Maksim Shmeljov; Dotshock/ prowadząca: Barbara FilipekRedaktor naczelna: Agnieszka HetnałWydawnictwo Pascal sp. z Zapora 2543-382 2014ISBN 978-83-7642-489-7eBook maîtrisé parAtelier Du ChâteauxBobowi i Annie z najserdeczniejszymi pozdrowieniamiPodziękowaniaDla mojego świetnego zespołu, na którego wsparcie zawsze mogłam liczyć: Deborah Wright, Caroline Mackworth Praed, Ruth Saberton, Bridget i Gael, oraz dla mojego męża, Roya, który musi wiele znosić, gdy jestem w trakcie pisania książki!Dla cudownej Leah Fleming i Allie Spencer za wskazówki na temat Gre również Wendy Holden, Fionie Dunbar, Brin i Helen, Andrei Jones, Annette Green, Davidowi Smithowi, Caroline Hogg oraz całemu zespołowi z wydawnictwa podziękowania należą się Alexandrze Galani za to, że pozwoliła mi wykorzystać swoje nazwisko – kolejny raz!Dziękuję też fantastycznym ludziom z Norwich: Simonowi i Lisie Ludkin, Rogerowi i Anne Betts, Jane McInnes i Vicky Green oraz Robertowi Weltonowi z Jarrold’ także moim drogim czytelnikom i przyjaciołom z Twittera i Facebooka, którzy przesyłają mi wspaniałe wiadomości – jesteście niesamowici!PrologNa jednej z maleńkich greckich wysepek, w samym sercu Morza Śródziemnego, wznosi się willa Argenti. Niepewnie przywiera do wysokiego, stromego klifu, który nagle gwałtownie opada, pogrążając się w niebieskozielonych wodach. Budynek ten jest dość osobliwy, raczej nieforemny i zniszczony. Jego najstarszą część datuje się na wiek czternasty, reszta zaś została dobudowana przez kolejne pokolenia właścicieli, wśród których był włoski książę, dwóch greckich potentatów oraz trzy gwiazdy rocka. Willę zdobią baszty i wieżyczki, wspaniałe drewniane drzwi oraz okna, które świetnie pasowałyby jako dekoracja któregoś z weneckich pałaców. Ogólny efekt jest nieco zaskakujący, lecz bardzo przyjemny dla to nie sama rezydencja jest tym, co przyciąga turystów, lecz otaczające ją ogrody. Krąży opinia, że należą one do najpiękniejszych w całym regionie śródziemnomorskim. Być może wynika to z ich niecodziennego charakteru. Nie zaznaczają swej obecności krzykliwie i demonstracyjnie jak w przypadku innych atrakcji turystycznych – wręcz przeciwnie, jedynie wabią kuszącym klimatem i dlatego ludzie przeważnie trafiają do nich przez przypadek bądź z polecenia innych.„Czy widzieliście już ogrody w willi Argenti? Jeszcze nie? W takim razie musicie, koniecznie musicie je zobaczyć!”.Ich ozdobą są długie cieniste aleje, skąpane w słońcu tarasy i soczyste zielone trawniki, a także kamienne świątynie, ceramiczne donice z wylewającym się z nich jaskrawym kwieciem i fontanny, które chłodzą powietrze lekką wodną mgiełką. Największym zainteresowaniem cieszy się zakątek o nazwie Ogród Bogiń, w którym wznoszą się wspaniałe posągi. Ustawiono je w należytej odległości od siebie, co skłania zwiedzających do spacerów pomiędzy nimi w pełnej szacunku ciszy. To właśnie tam, tuż obok drzewa cyprysowego, stoi Artemida, bogini łowów, z dwoma wiernymi psami myśliwskimi u stóp. Nieopodal stawu widać Demeter, patronkę żniw, trzymającą w ręku kłos zboża. Jest też Atena, Hera oraz Iris. Ale dopiero gdy dotrze się na sam kraniec ogrodu, napotyka się najsłynniejszą z bogiń – skąpaną w słońcu i otoczoną krzewami róż Afrodytę, boginię miłości i pięk ten ma w sobie coś wyjątkowego, co wyróżnia go spośród tysięcy innych kamiennych wizerunków bogini, na które można się natknąć w całej Grecji. Początkowo trudno to dostrzec, ponieważ na pozór przypomina inne figury – widać opadające na plecy loki, zwiewne jedwabne szaty, które z ledwością zakrywają powabne kształty, oraz ręce wzniesione do góry, by odgarnąć włosy z twarzy. A mimo to od razu przyciąga wzrok. Jest w nim coś magnetycznego, a nawet – jak twierdzą niektórzy – magicznego. Afrodyta ma oczy z kamienia, a mimo to wydaje się wszystko widzieć, a przy tym uśmiecha się, zupełnie jakby była w stanie spojrzeć w przyszłość i przewidzieć, co się wyda tak właśnie 1Alice Archer pierwsza przyznałaby, że nie jest piękna. Miła – być może. Ale w żadnym wypadku piękna. Słowo to o wiele bardziej pasuje do kogoś takiego jak jej siostra Stella, obdarzona przez naturę blond włosami, wystającymi kośćmi policzkowymi i figurą w kształcie klepsydry. W obecności siostry Alice wtapiała się w tło. Alice – przyzwoitka. Alice – grająca drugie skrzypce. Alice – siostra Stelli. Nigdy po prostu Alice. Nie żeby jej to specjalnie przeszkadzało, skoro tak naprawdę nigdy nie chciała znajdować się w centrum uwagi. O wiele bardziej wolała obserwować, jak przeżywają życie inni lu tak trudno zrozumieć to, co się jej przydarzy zaczęło się pewnego całkiem zwyczajnego dnia w połowie lutego. Warto podkreślić, że dzień ten w przypadku Alice był rzeczywiście zwyczajny – zawsze w ten sposób traktowała walentynki. Obudziła się rankiem w niewielkim domku szeregowym, w którym mieszkała, drżąc z zimna, bo po raz kolejny zepsuł się piecyk, a teraz przygotowywała się do wyjścia do pracy.„Nie spojrzę na wycieraczkę” – obiecała sobie w duchu, idąc do kuchni na śniadanie. „I tak nie ma tam żadnych kartek walentynkowych, a ja nie zamierzam się z tego powodu martwić”.Mimo to nie mogła się powstrzymać, żeby nie zerknąć w dół. Jak można się było spodziewać, wycieraczka była pusta – nie leżał na niej ani jeden dowód skrytego uwielbienia czy nieodwzajemnionej miło oznaczało to, że Alice nie spotykała na swej drodze zbyt wielu mężczyzn. Wręcz przeciwnie, otaczali ją ze wszystkich stron. Problem jednak w tym, jacy to byli mężczyźni. Nie mogła oprzeć się tej myśli, wychodząc z domu i dostrzegając listonosza Wilfreda, który szedł spacerkiem po podjeździe, zupełnie jakby dysponował nieskończoną ilością czasu, a roznoszenie listów było ostatnią rzeczą na jego głowie. Był już dobrze po pięćdziesiątce i miał chyba najbardziej zarośniętą twarz ze wszystkich, jakie Alice kiedykolwiek w życiu widziała – okazałe, gęste bokobrody sprawiały wrażenie, że cały jest porośnięty futrem. Zawsze przypominał jej na wpół przeobrażonego wilkołaka.– Dzień dobry, Wilfredzie – pozdrowiła go z najjaśniejszym uśmiechem, na jaki tylko mogła się zdobyć w poniedziałkowy poranek.– Dzień dobry, Alice – odpowiedział. – Dziś tylko rachunki. Za gaz i kartę kredytową.– To dobrze – odparła. Nie przywiązywała większej wagi do tego, że Wilfred wie wszystko o jej życiu osobistym. Gdyby była listonoszem, pewnie też wiedziałaby takie rzeczy. To niewątpliwie była część jego pracy.– Nie dostałaś żadnych walentynek? – zapytał.– Prawdę mówiąc, wcale się ich nie spodziewałam.– To już trzeci rok z rzędu, dobrze liczę?Alice westchnęła. Czasami Wilfred miał zdecydowanie za dobrą pa zatrzymał się na chwilę na chodniku, zagradzając jej przejście. Wtedy zorientowała się, że nie obędzie się bez problemów.– Mój kaszel powrócił – oznajmił.– Naprawdę? – zdziwiła się Alice, doskonale znając historię kaszlu Wilfreda.– Znowu byłem u lekarza. Kompletna strata czasu.– głośno zakasłał.– Słyszysz? – spytał. – Jak mi tam grzechoce?Alice potaknęła.– No właśnie – dodał. – To nie może być nic dobre nie miała zamiaru powiedzieć na głos, że dwadzieścia papierosów wypalanych przez niego dziennie z pewnością mu nie służy, bo wiedziała, że on i tak jej nie posłucha.– No cóż, źli nie zaznają spoczynku – powiedział i powlókł się dalej. – O, patrzcie państwo – zmienił temat – drugie wezwanie do zapłaty dla pani Bates spod numeru dwadzieścia dwa. I katalog bielizny. Czy ona nie jest już na coś takiego za stara?Alice przewróciła ocza był zwykle pierwszym męskim osobnikiem, jakiego spotykała w ciągu całego dnia. Drugi to Bruce z przystanku, który i tym razem stał na swoim miejscu w długim ciemnym prochowcu i z teczką w ręku. Skinęła głową w jego kierunku, a on zrobił to samo. I to wszystko, jak zwykle. Alice chodziła z Bruce’em do szkoły, ale nie miało to większego znaczenia, gdyż wtedy też tylko kiwali sobie głowami bez słowa. Uważała, że jest dość przystojny z tymi krótkimi jasnymi włosami i orzechowymi oczami. Ale miał w sobie coś ze złośliwca i ponuraka, a takie cechy nigdy jej nie pociąga kołnierz swojego zimowego płaszcza, trzęsąc się z zimna. West Carleton, jedna z maleńkich miejscowości w Norfolku, latem należała do najpiękniejszych zakątków na świecie. Otoczona szmaragdowymi polami, gęstymi chłodnymi lasami oraz zatrzęsieniem kościołów o okrągłych wieżach i licowanych krzemieniem murach, sprawiała wrażenie jak z bajki. Jednak w środku zimy, gdy wdzierał się do niej z wyciem wiatr znad morza, rozpędziwszy się po bezkresnych polach, miejsce to stawało się bardzo nieprzyjemne. Wtedy Alice żałowała, że sprzedała samochód i musi teraz znosić na przystanku przeszywające do szpiku kości zimno lutowego poran półgodzinnej jeździe autobusem dotarła do centrum Norwich, gdzie pracowała w dziale HR spółdzielni budowlanej. Nie przepadała za swoją pracą, chociaż miała ona też swoje dobre strony, szczególnie dla osoby tak dociekliwej jak ona. Nikt, rzecz jasna, nie podejrzewał jej o wścibstwo. Była pracowita i spokojna – innymi słowy, całkowicie poza podejrzeniami. Alice często uśmiechała się pod nosem na myśl o tajnych informacjach, jakie udało się jej zdobyć.– O, Alice, czy możesz mi przynieść akta Martina Kapinsky’ego? – poprosił jej szef, Larry Baxter, gdy tylko weszła do biura. Miał pięćdziesiąt cztery lata, mieszkał w jednej z przecznic Newmarket Road, w eleganckiej dzielnicy na krańcu miasta, wziął w zeszłym roku trzy dni zwolnienia lekarskiego, a jego znakiem zodiaku był Strzelec. To jedna z zalet pracy w dziale HR – łatwy dostęp do różnego rodzaju użytecznych informacji.– Posegreguję dokumenty – mówiła zwykle koleżankom, kiedy chciała się dowiedzieć czegoś o którymś z mężczyzn. Na przykład w zeszłym roku, po tym jak Philip Brady zaprosił ją na kolację. Pracował w dziale sprzedaży, miał kruczoczarne włosy i był wyjątkowo czarujący. Tuż przed randką, w przerwie pomiędzy swoimi obowiązkami Alice pośpiesznie sprawdziła jego akta. Zauważyła, że pobierał bardzo dobrą pensję, wcześniej pracował w dwóch innych miejscach, a z egzaminów GCSE1) miał aż dziewięć najwyższych not. Niestety, zapomniała przyjrzeć się bliżej jego oświadczeniom o powodach nieobecności w pracy. Gdyby to zrobiła, dostrzegłaby, że wziął sześć pojedynczych dni urlopu z powodu dolegliwości związanych z zespołem jelita drażliwego. Miałaby wtedy szansę przygotować się duchowo na ich wspólny wieczór i liczne momenty, gdy zostawała sama przy restauracyjnym sto GCSE – egzamin zdawany w trakcie piątego roku nauki w szkole średniej w Anglii, Walii i Irlandii Północnej (przyp. red.).Wydobyła akta Martina Kapinsky’ego i wręczyła je szefowi. Nawet na nią nie spojrzał, gdy podawała mu dokumenty, ale była już do tego przyzwyczajona.– Nadal czekamy na jego referencje – rzekł Larry. – Zadzwoń i przyciśnij ich o akta Alice, nie siląc się nawet na cień uśmiechu czy słowo podziękowania. Odłożyła je z powrotem na półkę i usiadła – niezauważona – przy swoim biurku w rogu wielkiej sali typu open spa w tym momencie do środka wszedł Ben Alexander. Pracował na stanowisku doradcy klienta, co znaczyło, że Alice nie istnieje w jego świecie. Trzeba jednak przyznać, że przynajmniej próbował sprawiać wrażenie, że ją kojarzy.– Cześć, Anno – powiedział, nawet na nią nie spojrzawszy. Nie miała zamiaru go poprawiać. I tak nie zapamiętałby jej prawdziwego imie go, kryjąc się za swoim komputerem, gdy szedł w stronę biurka jej szefa. Miał ciemnorude włosy i niebieskoszare oczy. Założył dziś granatową koszulę, przy której jego tęczówki wydawały się jeszcze jaśniejsze niż zwykle, co sprawiło, że serce Alice lekko zatrzepotało. Podkochiwała się w nim od niepamiętnych czasów. Było to zupełnie niedorzeczne, bo przecież nigdy nie spojrzałby na taką dziewczynę jak ona. Zadawał się z firmową elitą pokroju Pippy Danes, która miała platynowe blond włosy i nogi modelki. Ale cóż szkodzi odrobinę poma było jednak inaczej, bo Alice nie była w stanie zliczyć, ile to już razy żyła nadzieją, że może choć jeden jedyny raz spojrzy na nią – naprawdę spojrzy – przystojny mężczyzna. W ten sposób, że zdoła przebić się wzrokiem przez jej nieśmiałość i zwyczajność. Tak, że zobaczy kim naprawdę Ben wcale jej nie widział, nawet gdy patrzył wprost na nią, wręczając jej zwolnienie lekarskie pracownika w celu dołączenia dokumentu do akt.– Dzięki, Anno – rzucił, po czym wyszedł z biu wstała i poszła do toalety. Gdy zamykała za sobą drzwi kabiny, do środka weszły dwie rozchichotane dziewczyny z biura.– Widziałaś dziś Alice? – zapytała jedna z nich.– Nie, a co? – zdziwiła się druga.– Znowu ma nas sobie ten okropny szary sweter.– O, nie! Ten zmechacony?– Ten sam! Cała Alice!Obie wybuchły piskliwym śmiechem.– Najlepsze jest to stare brązowe cudo ze śmiesznym paskiem.– To, w czym wygląda, jakby zdechł na niej niedźwiedź?Ponownie zaniosły się śmiechem, spuściły wodę, a później umyły ręce i wy odczekała chwilę, zanim opuściła swoją kryjówkę. Bardzo lubiła swój szary sweter, bo był niezwykle praktyczny i wytrzymały. Jednocześnie musiała przyznać, że jego rozciągnięte rękawy i workowaty wygląd raczej nie dodają uroku młodej, dwudziestoośmioletniej kobie się swojemu odbiciu w wiszącym nad umywalką lustrze. Miała bladą twarz, a jej proste, pozbawione wyrazu brązowe włosy opadały kaskadą na ramiona. Jedyną rzeczą naprawdę godną uwagi były błękitne oczy, ale ona nigdy nie przywiązywała do tego wagi i wolała ukrywać je w biurze za dużymi okularami w ciemnych oprawkach, zupełnie nie dbając o takie szczegóły, jak kredka do powiek czy tusz do zastanawiała się, jak wyglądałaby po zmianie wizerunku. Lubiła oglądać w telewizji program, w którym zabierano się do jakiegoś beznadziejnego przypadku z koszmarną fryzurą i w rozciągniętym swetrze, i zamieniano go w królową piękności. Gdy patrzyła na swój zmechacony sweter i praktyczne buty na płaskiej podeszwie, przyszło jej do głowy, że pewnie sama by się tam kwalifikowa do swojego biurka, mimowolnie zastanawiała się, jak to jest być jedną z tych dziewczyn, które wiedzą, jak się ubierać i uczesać. Jak czuje się kobieta, która potrafi sprawić, że mężczyźni się za nią oglądają i w niej zakochują?Alice westchnęła. Raz, choć jeden raz w życiu chciałaby poczuć, jak to jest być piękną!Rozdział 2Wiesz, na czym polega twój problem, Alice?Alice nie była pewna, czy chce tego słuchać, doskonale bowiem wiedziała, co powie Stella.– Zupełnie ci nie zależy. Popatrz tylko na siebie – rzekła jej siostra, oskarżycielsko celując palcem w sweter, który Alice miała na sobie.– Szary! – niemal wypluła to słowo z ust, jakby miało paskudny smak.– Co jest złego w szarym? Jest teraz bardzo modny.– Na pewno nie taki jak ten!Alice machinalnie skubała swój zmechacony sweter, przyglądając się, jak Stella opada na kanapę naprzeciwko niej i pakuje łyżkę do pudełka z lodami.– Mniejsza z tym – ciągnęła z ustami pełnymi lodów czekoladowych. – Dlaczego przyszłaś?Alice wzięła głęboki oddech, z góry wiedząc, jak prawdopodobnie będzie wyglądała ich dalsza rozmowa.– Tata ma urodziny za niecałe dwa tygodnie, więc pomyślałam sobie…– Urodziny? O nie, całkiem zapomniałam – przyznała Stella.– W zeszłym roku też nie pamiętałaś.– Byłam zajęta.– Tak samo jak rok wcześniej.– Nie nudź, Alice. Boże, jesteś jeszcze gorsza niż mat chwilę obie siostry siedziały w milczeniu, wspominając mamę, której zostały tak okrutnie pozbawione, gdy Alice miała zaledwie dwanaście lat, a Stella tylko osiem.– Przepraszam, nie chciałam…– W porządku – odparła Alice. – Nie powinnam była tak zrzę ponownie zanurzyła łyżkę w pudełku z lodami, pewna, że jej się upiekło, ale Alice nie miała zamiaru dać się jej tak łatwo wywinąć.– Więc co robimy? – zapytała.– Z czym?– Z urodzinami taty!Stella wzruszyła ramionami, spuszczając oczy, starannie unikając wzroku siostry.– Coś musimy zrobić. W końcu nie co dzień kończy się siedemdziesiąt lat – naciskała Alice.– Jezu, to takie okropne mieć siedemdziesięcioletniego ojca – powiedziała Stella. – Co ta mama sobie myślała?– Była w nim zakochana – odrzekła Alice. – A to dobrze dla nas, bo inaczej nie byłoby na świecie ani mnie, ani ciebie. A poza tym on wcale nie był stary, gdy się urodziłyśmy, przynajmniej jak na mężczyznę.– Moim zdaniem to fatalnie, że faceci mogą mieć dzieci aż do późnej starości.– Przecież tata był ledwo po czterdziestce, gdy przyszłyśmy na świat. Jak na tamte czasy, nie był stary, a dziś siedemdziesiąt lat wcale nie oznacza starości. – Alice zamilkła na moment, wzdychając głęboko. – Zresztą nieważne. Pomyślałam sobie, że mogłybyśmy go odwiedzić.– O nie, Alice! – rzekła szybko Stella. – Wiesz, że nie znoszę tego okropnego miejsca! Śmierdzi tam szpitalem i starymi ludźmi.– Sama kiedyś się zestarzejesz i też będzie cię czuć – zauważyła Alice.– Nie bądź wredna!– Nie musimy wcale zostawać tam długo. Pomyślałam sobie, że mogłybyśmy go gdzieś zabrać.– Zabrać go? Tak po prostu, do ludzi? – zapytała Stella z przerażoną miną.– Nadal jest w stanie pojechać na jeden dzień nad morze i zjeść lody. Jeszcze nie umarł, nie zapominaj o tym!– Równie dobrze mogłoby tak być. Jego mózg już nie żyje.– Nieprawda!– Ale takie sprawia wrażenie za każdym razem, gdy go odwiedzam – nie dała się przekonać Stella.– A kiedy ostatnio u niego byłaś?– Nie wiem. Nie prowadzę ewidencji, jak to ty masz w zwyczaju. I tak zawsze byłaś jego ulubienicą.– Jak możesz tak mówić? To ty dostałaś dom! – zauważyła Alice, podnosząc wzrok ku wysokiemu sufitowi wiktoriańskiego bliźniaka.– A więc zazdrościsz mi domu, tak?– Nie, oczywiście, że nie.– Sama mówiłaś, że chcesz mieszkać na swoim.– Masz rację, Stello. Chcę tylko, żebyś czasami odwiedziła tatę. Może zabrałybyśmy go nad morze? Zawsze bardzo je lu tym momencie Alice stanęły przed oczami niekończące się wakacje nad morzem, na które jeździli całą rodziną. Do Great Yarmouth, Blackpool, Skegness, Brighton czy innych brytyjskich kurortów, gdzie cudownie spędzali czas, budując niesamowite zamki z piasku i pochłaniając całe góry waty cukrowej.– Przynajmniej tyle możemy dla niego zrobić.– Będzie strasznie zimno – Stella wzdrygnęła się teatralnie.– I co z tego? Ciepło się ubierzemy!– Ale jak się tam dostaniemy?– Sam z domu opieki zaproponował, że odwiezie nas na stację.– Do pociągu? Z jego wózkiem?– Oczywiście, że z wózkiem. Nie może już sam zbyt daleko chodzić.– Rany, wcale mi się to nie uśmiecha – przyznała się Stella.– Wiem, ale czy nie mogłabyś chociaż raz nie myśleć tylko o sobie?– A cóż to miało znaczyć?– To, że spróbowałabyś dla odmiany pomyśleć o tacie i o tym, jak bardzo chciałby nas obie zobaczyć i spędzić z nami dzień – z dala od domu opie zmarszczyła nos.– Moglibyśmy pojechać twoim samochodem – dodała Alice. – W końcu tata mówił, że mamy się nim dzielić.– No nie, Alice! Kiedy w końcu kupisz sobie własny? Najwyższy czas. Nie możesz oczekiwać, że inni ludzie będą wiecznie pomagać ci w niezręcznych sytu wzdrygnęła się na myśl, że ich ojciec został zaliczony do jednej z owych „niezręcznych sytuacji”.– Kiedy ostatnio prosiłam cię o pożyczenie samochodu?– Mówię tylko, że powinnaś mieć swój.– Nie stać mnie na kupno auta. Ledwo daję radę opłacić czynsz i rachunki.– Nie wiem, co ty robisz z pieniędzmi, siostro, naprawdę nie ugryzła się w język. Gdyby Stella, zamiast dostać wszystko od ojca, musiała sama się ruszyć i poszukać sobie pracy na pełny etat, dotarłoby do niej, jak ciężko żyje się w prawdziwym świecie.– W końcu to jest samochód taty – przypomniała jej Alice.– Wiem o tym. Stary grat. Powinien był mi kupić nowy. Nie mogę uwierzyć, że o tym nie pomyślał, zanim przeniósł się do domu opieki.– Miał ważniejsze rzeczy na głowie niż kupowanie córce nowego samochodu, gdy zaczął tracić pamięć.– A może pożyczysz samochód od Celii? Ona chyba ma jakąś wielką terenówkę? – zaproponowała Stella, mając na myśli najlepszą przyjaciółkę siostry.– Ma, ale ciągle wozi dzieciaki – zauważyła Alice. – Ostatnio prawie w ogóle się nie widujemy. Cały czas jest zajęta chłopcami. A poza tym tata nie chce widzieć Celii, tylko ciebie!Przez chwilę siedziały w milczeniu, a ich słowa wisiały ciężko w powietrzu.– Słuchaj – odezwała się w końcu Alice – nie przyszłam po to, żeby się z tobą kłócić.– To dobrze, bo nie jestem w nastroju. Miałam okropny dzień, jeśli chcesz wiedzieć – powiedziała Stella z kwaśną spojrzała na nią. Siostra była samolubna i irytująca, lecz dziś wyglądała jakoś blado, więc obudziły się w niej siostrzane uczucia.– Co się stało? – zapyta błękitne oczy Stelli jak na zawołanie wypełniły się łzami.– Chodzi o Joego! – wykrzyknęła.– Co z nim?– Zerwał ze mną!– Biedactwo! – rzekła Alice, pochylając się ku niej na kanapie i ściskając jej rękę. – Co się stało?– Powiedział, że jestem zbyt wymagająca. Co to w ogóle ma znaczyć?– To znaczy, że poświęcasz dużo czasu…– Daj spokój, przecież znam to słowo. Ale ja wcale nie jestem wymagająca! Od dwóch tygodni nie byłam u fryzjera. Dwa bite tygodnie! A popatrz na moje paznokcie!Alice rzuciła okiem na jej nieskazitelne długie paznokcie w szkarłatnym kolorze.– Pozadzierane i z odpryskami, ale jakoś wytrzymam do jutrzejszej wizyty u kosmetyczki. Pytam się więc – czy to jest oznaka bycia wymagającym?– Ale…– Powiedział mi też, że nie cieszą mnie proste rzeczy w życiu. I to tylko dlatego, że nie chciałam z nim pojechać na jakieś beznadziejne wakacje na kempingu. Powiedz tylko, która zdrowa na umyśle dziewczyna miałaby ochotę spać w namiocie? Na gołej ziemi?Alice przypomniała sobie Joego. Był typem sportowca o ramionach silnych jak u alpinisty i atletycznej budowie ciała. Mogłaby znaleźć dowolną liczbę dziewczyn, które oddałyby wszystko, żeby tylko spędzić z nim noc pod namiotem. Ale nie jej siostra. Ją zadowoliłby tylko co najmniej pięciogwiazdkowy hotel.– To zwykły drań – dopowiedziała Stel westchnęła. Joe w żadnym wypadku nie był draniem. Alice nawet go lubiła, ale i tak z góry wiedziała, co się wydarzy – najprawdopodobniej zmęczą go kaprysy Stelli i jej nieustanne flirty. Jakby na dowód tego nie dało się nie zauważyć, że na kominku stało rzędem pięć walentynkowych kartek. Aż pięć! Od kogo je dostała? Alice z łatwością mogła sobie wyobrazić, jak Stella flirtuje z każdym z ich nadawców z osobna.– Akurat zarezerwowaliśmy wakacje w Grecji – ciągnęła Stella, głośno pociągając nosem. – Tak się na nie cieszyłam. Joe wiedział, jak bardzo potrzebny mi odpoczy zamrugała ze zdumienia, zastanawiając się, od czego tak naprawdę miałaby odpoczywać jej siostra.– I co zrobisz? – zapytała.– Na pewno nie pozwolę, żeby przepadły. Joe oddał mi bilety, bo pewnie bał się, że zrobię mu awanturę. Zobacz wstała, by wziąć ze stołu broszurę, którą rzuciła na kolana Alice.– Strona osiemna przekartkowała folder w poszukiwaniu właściwego miejsca, po czym aż gwizdnęła z podziwu na widok przepięknej białej willi o jasnoniebieskich okiennicach, z basenem i tarasem z widokiem na morze. Na pewno nie była to typowa grecka wyspa nastawiona wyłącznie na turystów, pełna hałaśliwych klubów nocnych i barów. Wyglądała na cichą i elegancką – idealne schronienie przed światem. Trzeba przyznać, że Joe miał dobry gust – wyspa prezentowała się rewelacyjnie.– Musisz pojechać ze mną, Alice!– Co takiego?– Musisz się wybrać ze mną. Nie mogę jechać sama, zanudziłabym się na śmierć. Prosiłam już Lily i Becks, ale one nie mogą. Pytałam nawet Jess, choć wcale jej nie lubię, ale ona też odmówiła. Zostałaś tylko ty. Nie musisz za nic płacić, chociaż mogłabyś mi kupić jakiś prezent w podziękowaniu. Widziałam ostatnio przepiękny kaszmirowy sweter, bardzo by mi się taki przydał. Proszę, powiedz, że pojedziesz!Alice zagryzła wargę. Nad czym się tutaj zastanawiać? Tydzień cudownego słońca na uroczej greckiej wyspie, z dala od ponurej aury Norfolku i biurowych problemów. Dokładnie tego było jej trzeba.– Proszę, Alice! Wiem, że nigdy byś sobie nie wybaczyła, że jadę na wakacje sama jak palec! W życiu nie pozwoliłabyś na coś takiego, prawda?Alice spojrzała na siostrę. Była bardzo dobra w przekonywaniu innych, by robili to, co chciała. Alice oczywiście miała zamiar się zgodzić, ale nie dlatego, że Stella próbuje wywołać w niej poczucie winy. Bardzo chciała pojechać, lecz jednocześnie przyszło jej do głowy, że może wykorzystać te wakacje jako kartę przetargową.– No nie, Alice! Będę taka nieszczęśliwa, jeśli pojadę sama! – ciągnęła Stella z grobową uniosła do góry ręce w geście rzekomej kapitulacji.– Dobrze – zgodziła się – wybiorę się z tobą. Ale pod jednym warunkiem.– Jakim? – chciała wiedzieć Stella.– Pojedziesz ze mną na urodziny taty i postarasz się, żeby przyjemnie spędził ten wydała głębokie westchnienie. Nie wyglądała na uszczęśliwioną i przez chwilę Alice obawiała się, że jej szantaż nie zadziała. Ale udało się.– W porządku – oznajmiła wreszcie Stella.– Słowo?– Słowo – potwierdziła jej młodsza siostra. – Poja 3Jedną z zalet mieszkania w Norfolku była bliskość morza i plaż, które rozciągały się na północy i na wschodzie. Dojazd na wybrzeże bez samochodu bywał jednak kłopotliwy, dlatego Alice nie wybierała się tam zbyt często. Dzisiejszy dzień stanowił miłą odmianę.– Dobrze, że Stella pożyczyła nam swój samochód – powiedział Terry Archer.– To jest twój samochód, tato – zauważyła Ali głową.– Nie, na pewno należy do niej – stwierdził, wskazując głową różowe futrzane kostki do gry zawieszone na luster mruknęła coś pod nosem, a potem zdjęła je i cisnęła na tylne siedzenie.– Stella przeprasza, że nie mogła się dziś pojawić – rzekła. – Bardzo chciała tu westchnienie ojca.– Alice, nie musisz kłamać w imieniu siostry. Wiem, jaka ona jest. Zdaję sobie sprawę, że mogę ją zobaczyć tylko przy jakiejś specjalnej okazji, na przykład gdy potrzebny jej mój podpis.– Chyba nie męczy cię nadal o pieniądze? – zapytała Alice w osłupieniu.– Tylko wtedy, gdy jej na to pozwalam.– Tato!– Czasami trudno mi jej odmówić, tak samo jak twojej matce. Jej też nigdy nie potrafiłem powiedzieć „nie”.– Ale mnie byś odmówił? – spytała Alice z szerokim uśmiechem.– Przede wszystkim, moja droga, ty nigdy nie pro uśmiechnęła się do niego, skręcając w drogę wiodącą wzdłuż wybrzeża, ale w środku aż kipiała ze złości na wspomnienie telefonu, jaki odebrała dziś rano od siostry.– Alice? – wychrypiał w słuchawce słaby głosik.– Stella?Po drugiej stronie słuchawki rozległo się chrząknięcie i ponownie odezwał się zachrypnięty głos.– Nie czuję się najlepiej. Chyba bierze mnie gry chciałaby jej wierzyć – naprawdę chciałaby – ale Stella miała zwyczaj podnosić fałszywy alarm za każdym razem, gdy było jej to na rękę, więc trudno było się zorientować, czy mówi prawdę.– Leżysz w łóżku? – zapytała Alice.– Tak – wychrypiała Stella.– To dobrze. W takim razie wpadnę, żeby zabrać samochód.– Co? – krzyknęła.– Podobno straciłaś słuchawce ponownie dało się słyszeć chrząknięcie.– Bo tak jest! Po co ci mój samochód?– Na urodziny taty. Jeśli leżysz w łóżku, nie będzie ci potrzebny – wyraziła swoje zdanie Alice i natychmiast odłożyła słuchaw godzinę później Stella otworzyła jej drzwi, widać było, że włożyła sporo wysiłku, żeby pieczołowicie potargać sobie włosy, ale nie dało się nie zauważyć, że pod szlafrokiem jest kompletnie ubrana, a na twarzy ma pełny makijaż. Alice nie zamierzała jednak jej tego wytykać. Jedno było pewne – nie mogła pozwolić, żeby cokolwiek zepsuło jej ten wyjątkowy dzień, który miała spędzić z oj miejscowości Bexley-on-Sea nie dane było, co prawda, szczycić się wesołym miasteczkiem jak Great Yarmouth czy szerokim molem jak Cromer, ale Alice miała nieodparte wrażenie, że to wręcz działa na jej korzyść. Było to staromodne miejsce z rzędami przedpotopowych pensjonatów i prostą promenadą, wzdłuż której stały urocze małe budki oferujące rybę z frytkami i lody. Miasteczka raczej nikt nie nazwałby mekką turystów mających zamiar zwiedzać Norfolk, ale chętnie przyjeżdżali do niego miejscowi, a Alice bardzo je lubi samochód na nabrzeżu i wcisnęła na głowę wełnianą czapkę. Gdy tylko otworzyła drzwi, natychmiast przywitał ją podmuch lodowatego, przesiąkniętego zapachem soli wiatru. Wyjęła z bagażnika wózek inwalidzki, rozłożyła go w rekordowym tempie, a potem pomogła ojcu wydostać się z wnętrza samochodu i na nim usiąść.– Tylko na chwilę – zaznaczył – a potem trochę się przespaceru odznaczało się stalowoszarym kolorem, identycznym jak barwa nieba. Na horyzoncie piętrzyły się ogromne zwały ciemnych chmur, a wiejący z północy mroźny wiatr przypomniał Alice, jak niewiele dzieli ich od bieguna północnego.– Niezbyt dobry dzień, żeby zamoczyć nogi, prawda? – zauważył siedzący na wózku Terry.– Przepraszam, tato. To był beznadziejny po rękę i ścisnął jej dłoń.– Łyk bryzy dobrze nam zrobi – powiedział – nawet gdy przy okazji chce nam ona urwać gło chwilę przemieszczali się w milczeniu promenadą wzdłuż morza, każde z nich zatopione we własnych myślach. Budki były nieczynne, pogrążone we śnie na długie zimowe miesiące, ale Alice wypatrzyła po drodze otwartą kawiarnię – postanowiła wstąpić tam później.– Postaw mnie tutaj – poprosił tata po mniej więcej dziesięciu minutach spaceru – i usiądź na chwilę koło mnie. Czuję się samotny, gdy jesteś za moimi plecami i nie da się z tobą normalnie rozma ustawiła wózek przy ławce i usiadła obok. Ławka była wilgotna od bryzy, a jej siedzenie – zimne i nieprzyjemne, mimo to dobrze było posiedzieć sobie z ojcem. Ujęła jedną z jego szerokich dłoni i ścisnęła obiema rękami.– Ale masz zimne ręce – powiedziała. – Nie powinniśmy za długo tu przesiady milczał. Dostrzegła, że patrzy daleko przed siebie na morze. Widząc jego oczy, jakby zamglone wspomnieniami z przeszłości, zaczęła się zastanawiać, o czym tak rozmyśla.– Pamiętasz, jak przyjeżdżaliśmy tutaj z mamą? – odezwał się w końcu.– Oczywiście, że tak – przytaknęła Alice. Przypomniała sobie mamę, jak wstawała dużo wcześniej od nich, żeby przygotować gigantyczny…(fragment)…...Całość dostępna w wersji pełnejRozdział 4(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 5(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 6(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 7(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 8(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 9(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 10(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 11(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 12(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 13(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 14(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 15(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 16(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 17(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 18(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 19(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 20(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 21(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 22(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 23(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 24(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 25(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 26(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 27(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 28(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 29(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 30(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 31(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 32(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 33(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 34(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 35(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 36(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 37(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 38(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 39(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 40(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRozdział 41(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejRok później(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejPrzeczytajcie wywiad na wyłączność z Victorią Connelly(fragment)…...Rozdział dostępny w wersji pełnejSpis treściKarta tytułowaKarta redakcyjnaDedykacjaPodziękowaniaPrologRozdział 1Rozdział 2Rozdział 3Rozdział 4Rozdział 5Rozdział 6Rozdział 7Rozdział 8Rozdział 9Rozdział 10Rozdział 11Rozdział 12Rozdział 13Rozdział 14Rozdział 15Rozdział 16Rozdział 17Rozdział 18Rozdział 19Rozdział 20Rozdział 21Rozdział 22Rozdział 23Rozdział 24Rozdział 25Rozdział 26Rozdział 27Rozdział 28Rozdział 29Rozdział 30Rozdział 31Rozdział 32Rozdział 33Rozdział 34Rozdział 35Rozdział 36Rozdział 37Rozdział 38Rozdział 39Rozdział 40Rozdział 41Rok późniejPrzeczytajcie wywiad na wyłączność z Victorią Connelly
Prawo jazdy zdane we wrześniu. Tym sprzed 13 lat. To, jak dotąd mój największy sukces motoryzacyjny, choć za namową kołczów powinnam wspomnieć o bezkolizyjnej jeździe (nie licząc utraty lusterka, bo nie zmieściłam się w czasie mijania kierując… Seicento. Taki napuszonym, agresywnym, kawałem bydlaka, serio!), braku karnych punktów… Prawda jest jednak taka, że z miejscem kierowcy nie było mi po drodze. Prawko zrobiłam, bo wiedziałam, że kiedyś dopadnie mnie dorosłość i siła wyższa i po prostu lepiej je mieć. Żadna siła nie była jednak na tyle skuteczna, by wygrać z moim panicznym lękiem przed poruszaniem się autem. Mam 31 lat, jestem niezależna finansowo, mam własny pokój i zdanie. Lęk motoryzacyjny to mój ostatni bastion do pokonania przed założeniem kostiumu kąpielowego na legginsy, owinięciem szyi peleryną z ręcznika kąpielowego i obwieszczeniem światu, że jestem zajebista. Fakt, że ludzie głupsi ode mnie jeżdżą i nie poprzedzają każdej wyprawy atakiem biegunki, doprowadza mnie do szału. Gorsza jest tylko konieczność proszenia męża o pomoc albo powrót z marketu obładowaną jak cygański tabor na pieszo. I nie zrozum mnie źle, staram się być eko – gdzie mogę łażę pieszo, mąż od lutego obiecuje przeciąć mi zabezpieczenie do roweru (zgubiłam klucz), na który zaraz potem wsiądę, w dalsze podróże wybieram się pociągiem lub PKSem. Złota dziewczyna, naprawdę – jednak skłamałabym gdyby chodziło tylko o środowisko, a nie paniczny lęk. Ja naprawdę próbuję. Czasem jeżdżę z mężem ale kiedyś wybije głową boczną szybę, bo dosyć gwałtownie skręcam na pobocze i informuję, że z nim jeździć nie będę. Odmawiam różaniec, kiedy w aucie siedzi Lena. Ba, wykupiłam dodatkowe jazdy, by pokonać lęk z profesjonalistą u boku i -SZOK– z Panem Heniem okazało się, że jeżdżę naprawdę nieźle, a moje obawy są wyimaginowane. Przynajmniej w dużej mierze. Znów okazało się, że to, co powinno być oczywiste, baby odkrywają ze zdumieniem zdecydowanie zbyt późno – JA MOGĘ [ TU WPISZ CZYNNOŚĆL KTÓRA SPĘDZA CI SEN Z POWIEK] PROWADZIĆ. Niemniej jednak – auto do pracy zabiera Mario, gdzie indziej jeździmy razem, a ja nie będę kierować, bo mój domorosły instruktor (mąż) nawet Kubicę by odwiódł od wsiadania za kółko. I zaczęłam sądzić, że posiadanie własnego auta byłoby argumentem nie do podważenia… Własnego = tylko dla mnie, ale z opcją nie poniżania się przed mężem, że świeci mi się kontrolka, tylko z serwisem i opieką w pakiecie, jakiej potrzebuje każda niezależna kobieta. Dlaczego nie kupiłam? Bo przejechaliśmy się na kupnie używanego auta nie raz i nie będę teraz angażować połowy rodziny w poszukiwaniu idealnego samochodu dla mnie. Jestem nieasertywną kozą i kupię kaczkę jak mi Pan sprzedawca powie, że ma chorom curke. Dlaczego nie leasing? Bo to poważna decyzja na minimum 3 lata i zobowiązanie finansowe, którego na początku prowadzenia działalności podjąć się boję. Poważnie myślę o zmianie mieszkania, czekają mnie remonty i moje czarnowidztwo nie pozwoliłoby mi usnąć przez myśl, co będzie jak za 2 lata zostanę z ratami, ale bez środków. Tę opcje biorę pod uwagę za jakiś czas. Poza tym leasing wymaga ok. 20% wkładu własnego, a z moją poduszką finansową za dobrze mi się śpi, by się jej pozbywać. Jak nie kupno ani leasing, to co? QARSON! Chcę sprawdzić, czy będę kierowcą. Czy posiadanie auta na wyłączność ułatwi mi życie. Chciałabym, by było nowe i nie wymagało dodatkowych nakładów. I ubezpieczone, bym nie parkowała w Borach Tucholskich jadąc do Carrfoura w Łodzi z obawy przed zarysowaniem. I MAM. AUTO W KWIATY! Uważaj jak żartujesz i o czym marzysz Jesienią 2019 brałam udział w Festiwalu Kobiet, którego jednym z partnerów był Qarson. Zobaczyłam uroczego fiata 500, mimochodem zaczęłam zadawać pytania, co wchodzi w zakres usług i… Zażartowałam, że jakby był w kwiaty, to bym się nie wahała. No i bang. Radomska, samozwańcza bohaterka dnia codziennego, która częściej niż „nie” mówi „nie wiem, sprawdzam” przy wsparciu Qarson podejmuje próbę pokonania lęków i podbicia szos. Argumenty przeciw być może istnieją, ALE FAKT ŻE PRZEZ ROK BĘDĘ MIEĆ DO WŁASNEJ DYSPOZYCJI FIATA 500 W KWIATY skutecznie je zagłusza. Dlaczego warto rozważyć wynajem? CZAS TRWANIA UMOWY Umowa wynajmu obejmuje wyłącznie 12 miesięcy, a nie np. 3 czy 5 lat jak przy leasingu. Przez rok korzystasz z nowiutkiego auta na gwarancji producentaNISKI WKŁAD WŁASNY Przy leasingu musisz wpłacić kilkadziesiąt procent wartości auta na starcie – dla początkującego przedsiębiorcy może być to kwota zaporowa. W Qarson opłata startowa mieści się w widełkach od 999 do 2999 zł za standardowe auto benzynowe lub ODPOWIEDZIALNOŚCI SERWISOWEJ Użytkowanie auta w abonamencie wiąże się z brakiem odpowiedzialności serwisowej – koszty obsługi serwisowej nie są po naszej stronie. Trzymajcie kciuki, bym pokonała swój ogromny lęk i odnalazła frajdę z jazdy. Bądźcie na drodze wyrozumiali dla białego fiacika w kwiatuszki. Zacznę skromnie -od zakupów spożywczych bez męża i powrotu na basen. Kto nie boi się jeździć ten nie zrozumie Olinka, ale niech zrozumie jedno – w życiu trzeba podejmować wyzwania, cokolwiek to dla Was oznacza. No i mierzcie się ze swoimi słabościami! Marzę, by móc za jakiś czas samodzielnie pojechać na spotkanie z Wami do wybranego miejsca w Polsce. Czy się uda? Dam znać. Kto nie próbuje, ten nie wygrywa. Tymczasem wypatrujcie relacji z drogi (w czasie postojów, wiadomo!). Za kilka miesięcy wrócę z opisem wrażeń i, mam nadzieję, osiągnięć. A jeśli z informacją, że jazda jest jednak nie dla mnie, to przynajmniej zweryfikowaną, a nie opartą na przypuszczeniach. I jak? Bo moim zdaniem bije na łeb każde Ferrari, choć Mario i Lena twierdzą, że nie wsiądą. Pff, myślę, że odważnych chętnych na wycieczkę ze mną NIE ZABRAKNIE, CO? Jestem bardzo ciekawa Waszych reakcji i opinii. Koniecznie dodajcie je w komentarzach! QARSON: FACEBOOKQARSON: INSTAGRAM QARSON: STRONA INTERNETOWA *Koszt wynajmu auta takiego jak moje to w wersji podstawowej 599 zł do której doliczyć należy ubezpieczenie. ** zdjęcie główne: Iza Garbarz @